Bywa Wam nieraz zimno? Zdarza się, że nie dopniecie suwaka w kurtce i chłodne powietrze atakuje Wasze obojczyki albo że zimny wiatr i tak wśród nogawek odnajdzie drogę do Waszych kostek i schłodzi Wasz chód? O ile dla większości ludzi sytuacje tego typu są niemiłe, dla mnie są potworne. Jestem zwierzęciem zdecydowanie ciepłolubnym. Nawet latem zdarza mi się spać w piżamie z długimi nogawkami i długimi rękawami. Teraz zimą, gdy S wychodzi rano do pracy, nakrywa mnie jeszcze drugą kołdrą i uwierzcie mi – nie jest mi za gorąco. Ciężko znoszę temperatury poniżej przyjemnego ciepła i było tak chyba od zawsze. Ogromny test mojej odporności na zimno przeżyłam natomiast w czasie namiotowego noclegu w szkockich górach.
Ale po kolei. Pewnie pamiętacie, że niedawno rozpoczęłam swoją szkocką opowieść. Jeśli przegapiliście ten wstęp, kliknijcie tutaj. Zgodnie z naszym planem pojechaliśmy do miejscowości o nazwie Kinlochleven i tam zostawiliśmy samochód po to, by już pieszo wyruszyć w górę i znaleźć miejsce na rozbicie namiotu oraz nocleg. Pogoda nas nie rozpieszczała. Było wietrznie i wilgotno, a schodzące powoli słońce mówiło nam „decydujcie się w końcu!” Posłuchaliśmy się. I tak zaczęła się najzimniejsza noc w moim życiu. Zimniejsza niż w Norwegii. Prawie nieprzespana, za to niesamowicie wydrżana. Wytrwałam tylko dzięki krążącej po mojej głowie myśli, że ta noc się kiedyś skończy. Tak, to są takie nieliczne momenty w życiu, gdy upływ czasu jest zbawienny i działa na twoją korzyść.
No i się skończyła. A w chwili, gdy wynurzyłam się z namiotu, przestałam żałować tego noclegu. Zresztą zerknijcie w jakich okolicznościach przyrody przyszło nam się obudzić. Cała pognieciona i wyniszczona przez tę nocną temperaturę (widać to na zdjęciach) pocieszałam się tym widokiem i zapisywałam go w głowie i w aparacie.
Po zwinięciu obozowiska ruszyliśmy do Glen Coe napełnić nasze żołądki. Nie żałowaliśmy sobie pyszności na rozgrzanie – ja sobie pysznej ryby bez panierki, a reszta towarzystwa huggisowych wariacji. Po takim obiedzie mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Tak więc – stay tuned! 🙂
Bajeczne krajobrazy i możliwości fotograficzne. „Zazdraszczam” z całego serca!
Dziękuję bardzo, Łukasz! I bardzo polecam też takie nawet krótkie wyprawy w tego typu rejony. Nie rujnują portfela, a wspomnienia są wspaniałe. 🙂
Rewelacyjny materiał. Klimat niezwykły i świetnie odczuwalny na zdjęciach. Brawa
Dziękuję Ci serdecznie! 🙂