Ślub kościelny w plenerze
Ach, śluby w plenerze – wokół natura, miejsce ceremonii przystrojone wedle naszych marzeń, żadnego otaczającego nas zgiełku, tylko my, nasi bliscy i przysięgi. To domena ślubów cywilnych i humanistycznych. Mówicie często, że i przysięgę składaną przed Bogiem chcielibyście przenieść na łono natury.
Taki ślub kościelny w plenerze… Brzmi jak oksymoron, prawda? A już na pewno jak coś, co niezwykle trudno jest zorganizować. Spieszę do Was jednak z wiadomością, że jest to możliwe i wcale nie trzeba ubiegać się o coś takiego w Watykanie. 😉 Bo wiadomo, jak to z tymi kościołami czasem bywa. Niektóre są przepiękne, pełne światła, przestrzeni, a niektóre niekoniecznie mają tę siłę, żeby uwznioślać ten najważniejszy moment w dniu ślubu. A czasami zwyczajnie pragniemy przysięgać sobie miłość w naturze. W tym poście będziecie mieli okazję zobaczyć, jak to wyglądało u A&A.
Zacisze Anny Korcz
Wszystko odbyło się w Zaciszu Anny Korcz. To urocze miejsce, pełne zieleni i spokoju, stanowiło idealną scenerię dla pięknej ceremonii i późniejszej celebracji. Zostało ono udekorowane przez Pracownię Sunflower.
Przygotowania do ślubu rozpoczęły się w małych drewnianych domkach, położonych obok sali weselnej. Tam spotkałam się z parą młodą i ich najbliższymi, aby uwiecznić ich emocje przed ceremonialnym TAK.
Ślub plenerowy a deszcz
Następnie udaliśmy się na polanę, gdzie zostało przygotowane miejsce na ceremonię. I tak, jak możecie się spodziewać, ślubu udzielał nie urzędnik, nie celebrant, a ksiądz. Ceremonia miała formę ślubu kościelnego, z czytaniem Ewangelii, przysięgą małżeńską i obrączkami.
Choć tego dnia było bardzo słonecznie i bardzo gorąco, na niebie pojawiło się też widmo deszczu. To nas nie powstrzymało przed przeprowadzeniem ceremonii pod chmurką. A&A zresztą mieli takie postanowienie, że choćby niebo miało nam się zwalić na głowę, oni tej ceremonii plenerowej nie odpuszczą. 🙂 Organizatorzy byli przygotowani na taką okoliczność – do dyspozycji gości były białe parasolki. Wszystkie takie same. A zwracam na to uwagę, bo ta jednolitość bardzo dobrze wpływała na estetykę ceremonii. W czasie obrzędu pojawiła się lekka mżawka, jednak udało nam się dobrnąć do końca mszy bez większych problemów, akurat na czas, żeby schronić się przed ulewą, która spadła zaraz po kończących ceremonię uśmiechach i oklaskach.
Tak więc goście składali parze młodej życzenia już pod dachem Zacisza. A potem – rzecz jasna po smacznym posiłku 😉 – nadeszła pora na tańce!
Mam nadzieję, że spodoba Wam się energia tego dnia w Zaciszu. A jeśli tak jak A&A marzycie o tym, by przenieść ślub kościelny na łono pięknych okoliczności przyrody, wklejam tu też link do strony organizatora – Ślubokręt (klik).