Pisząc ten tekst siedzę na balkonie w bujanym fotelu. To ostatnimi czasy jedyna forma rekreacji, na jaką mogę sobie pozwolić. Z wiadomych przyczyn – jest dzisiaj 7 kwietnia 2020. Piszę w dodatku na zaś, korzystając z tego, że mam obecnie czas i być może w momencie, gdy go wstawię, będziemy już nieco bezpieczniej i swobodniej [nie jest], ale planuję pozostawić go w takiej formie, w jakiej powstanie z tym wstępem, żeby pozostał po tym okresie ślad.
Sesja ślubna na plaży
Choć z natury jestem domatorką i teoretycznie powinnam całkiem dobrze znosić okres zbiorowej kwarantanny, tęsknię za podróżami i myślami wybiegam do par, do których musiałam pokonać wiele, wiele kilometrów. Jedną z nich byli K&G, którym towarzyszyłam w czasie ich ślubu na Podkarpaciu. Przy okazji postu o sesji w Pile wspominałam Wam, jak wyjątkowo czuje się fotograf, z którym para chce współpracować niezależnie od dystansu, jaki ich dzieli. Nie inaczej było i tym razem. Tymczasem na sesję plenerową K&G zdecydowali się przyjechać w moje okolice. I tak spotkaliśmy się na nadwiślańskiej plaży, żeby uwiecznić ich uczucie.
Własny styl na ślubie
Zanim jednak przejdziemy do zdjęć. Chciałabym Wam zwrócić uwagę na coś, co w sumie i tak Waszej uwadze by nie uszło – strój G. Czy ślubna tradycja musi oznaczać całkowitą rezygnację z własnego stylu i upodobań? Nic bardziej mylnego. Na szczęście żyjemy już w takich czasach, kiedy coraz częściej odchodzi się od stworzonego dawno wykroju dnia ślubu i możemy niemal w każdym jego elemencie podkreślać naszą osobowość. I to jest w moim odczuciu piękne! To właśnie nasze upodobania, nasz styl, nasze wybory sprawiają, że nasz ślub jest jedyny w swoim rodzaju, że jest NASZ.
To co, idziemy? Po piasku nad Wisłę? Chodźmy.
Soczyste zdjęcia będziemy polecać i oczywiście do zobaczenia na wspólnym weselu
Dzięki serdeczne! Oby do zobaczenia! Pozdrawiam, J.