Sól. Była wszędzie. We włosach. Na ubraniach. Na okularach. Było dużo chodzenia. Dużo zieleni. Wiatr był tak silny, że chociaż chciałam, nie dałam rady niczego nagrać, nie mogłam utrzymać aparatu w miejscu. Rozczesanie włosów wieczorem wydawało się być niemożliwe. Szliśmy tego dnia tak długo, że zapomnieliśmy zjeść. I dopiero kiedy wróciliśmy do miasta, dopadło nas nieustępujące poczucie głodu. Tak w telegraficznym skrócie przedstawiała się nasza wycieczka do Dover i spacer po białych klifach.
Kocham takie zdjęciowe wpisy. Tyle miejsc, odczuć i piękna. Fantastyczna rzecz. 🙂
Bardzo mi miło w takim razie, że te krótka relacja przyniosła trochę radości! 🙂
Zawsze kiedy mam ochotę utonąć w pięknych widokach i podróżniczych marzeniach wchodzę na Twojego bloga. Pewnie wspominałam już o tym wcześniej, ale patrząc na te zdjęcia myślę sobie jakość, jakość i jeszcze raz jakość. Uwielbiam! : ))
Ach, bardzo dziękuję, Ania! Jakie miłe słowa!! 🙂 <3