Nie muszę daleko sięgać pamięcią, by przypomnieć sobie czasy, kiedy jedzenie było dla mnie tylko niemiłym obowiązkiem, o którym zresztą często zdarzało mi się zapominać pod ostrzałem wielu innych spraw do załatwienia w ciągu dnia. Nie czerpałam radości ani z pożywienia, ani z gotowania, które zresztą nie należało do moich mocnych stron. I gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że zdrowe jedzenie i gotowanie stanie się jedną z moich pasji, że będę skrupulatnie czytać etykiety produktów, a zmieniając swoje nawyki żywieniowe odnajdę źródło wieloletnich dolegliwości i odkryję nową jakość życia, popukałabym się w czoło na myśl o tym szaleństwie, a osobnika podejrzewałabym o zaawansowane kuku na muniu i nieco zbyt oświecone podejście do życia. A jednak…
Masterchefem nigdy nie zostanę i nie mam takich ambicji, uczę się niemal od podstaw i skupiam na nieskomplikowanych, nieszkodzących mi i bliskim potrawach. Ta prostota bardzo mi służy. A przy tym ogromną radość sprawia mi fotografia kulinarna i zamykanie w kadrach tych miłych chwil z gotowaniem.
Przy okazji tegorocznych Świąt postanowiłam porwać się na pierogi. Nie sama. Potrzebowałam pomocy mojej mamy. To było wyzwanie, bo pierogi musiały być bezglutenowe, a te nie należą do najłatwiejszych. Udało się przy pomocy tego przepisu. Nasze były nafaszerowane mięsem z indyka oraz szpinakiem z czosnkiem i imbirem. Pyszności. 🙂
Nie było czasu robić im zdjęć po drodze. Dopiero, kiedy w lodówce została już ostatnia partia, trzeba było rozstawić talerze i aparat, tak aby nie odszedł w niepamięć ten pierogowy debiut.
Aż ślinka cieknie tak cudne zdjęcia 🙂
Dziękuję bardzo! 🙂 Już myślę, kiedy by tu znowu znaleźć czas na to, żeby ulepić parę i spałaszować. 🙂
Ale pyszne zdjęcia! 🙂
Pięknie dziękuję! 🙂
Ja do gotowania talentu nie mam, ale może kiedyś na Święta skuszę się na własnoręczne lepienie pierogów 🙂
Też nie jestem szczególnie utalentowana, więc jeśli ja dałam radę, to znaczy, że można śmiało próbować lepić. 😉