Przy okazji ślubu A&M policzyłam, jak długo znam A. Nie wystarczyło mi palców u rąk, wyszło 13 lat. Kompletnie nie wiem, kiedy ten czas upłynął. Studiowałyśmy razem, a kto przebrnął przez lingwistykę stosowaną UW, wie, że to jak wspólna walka o przetrwanie na wojnie. Razem z naszą studencką paczką nosiłyśmy się na rękach omijając miny i szukając bezpiecznych miejsc na postawienie stopy. Takie doświadczenia obwiązują ludzi więziami przyjaźni na całe życie. Nikt inny bowiem nie zrozumie tego specyficznego lingwistycznego PTSD. 😉 W każdym razie na początku byłyśmy kompletnie innymi ludźmi. Do dnia, w którym już razem z M. tworzyliśmy ich ślubną sesję plenerową, prowadziła długa droga. Gdy się poznałyśmy, ja robiłam zdjęcia kwiatkom i listkom, nie podejrzewając, że zostanę fotografem ślubnym, a A. i M. nawet nie wiedzieli o swoim istnieniu. Wybaczcie sentymenty. Zwyczajnie rozczula mnie ten upływ czasu, ilość zmian, jaka zaszła na przestrzeni tych lat. Historia naszej znajomości to również i inne znajomości po drodze, szereg wyborów życiowych, przekształcanie się charakterów.
W sierpniu tego roku natomiast miałam ogromną przyjemność być świadkową na ślubie A&M. Wszyscy bardzo czekaliśmy na to wydarzenie, aż w końcu zebraliśmy się by towarzyszyć im w tej ceremonii. Patrząc, jak ślubują sobie wspólne życie, byłam nie tylko niesamowicie wzruszona, ale także spokojna. Pozostawiliśmy A. w dobrych rękach. Teraz M. będzie ją przenosił przez pola minowe i wiem, że zrobi to tak, by A. nie stała się krzywda. Tymczasem przejdźcie się z nami po wrzosowisku, zawędrujemy też do lasu i nad brzeg Bugu. Skosztujcie też pięknego wrześniowego słońca.