Uśmiech nie schodzi mi z ust, kiedy przeglądam reportaż ze ślubu J i K i przeżywam sobie ten dzień krok po kroku ponownie. Ta wrześniowa sobota była wypełniona ciepłem, choć pogoda niespecjalnie nas wtedy rozpieszczała – traf chciał, że był to jeden ze zdecydowanie zbyt wielu deszczowych dni tego miesiąca. Jesienne nastroje jednak już na wstępie przeganiał ksiądz, który swoją serdecznością wytworzył rodzinną atmosferę mszy. Korzystając z krótkiej chwili oddechu po ceremonii, zdecydowaliśmy się zrobić kilka zdjęć w pobliskim parku. A gdy kropel na włosach zaczęło zbyt szybko przybywać, pospieszyliśmy do klubu Bankowca, gdzie cieszyliśmy się pysznym (!) jedzeniem i urokliwym nastrojem wesela. Całość tego dnia nakreślał stylowy minimalizm, który bardzo do mnie przemawiał. Oto skrócony zapis tej wrześniowej soboty.